Serdecznie wszystkim dziękuję za piękne życzenia świąteczne i noworoczne. Mam nadzieję, że choć część z nich się ziści.
Nowy rok przywitał mnie śniegiem. Od rana słychać było piski zadowolonych dzieciaków, które okupowały osiedlową górkę. Nie miały ostatnio do tego okazji, więc niech korzystają, bo nie wiadomo czy śnieg przetrwa, czy zaraz się "zmyje".
Stary rok zakończyłam... awarią mojego aparatu fotograficznego :( i oczywiście sporą dawką smutku z tego powodu. Zepsuło się coś w gnieździe kart i za nic karty na miejscu usadowić się nie da. Jutro lecę szukać pomocy, bo jak tu żyć bez aparatu :(
Mam na szczęście parę fotek zrobionych wcześniej, które teraz mogę Wam pokazać. Na początek lecę z umoczonym w kawie kotkiem, przygotowanym jako inspiracja do nowego Wyzwania w Szufladzie- Sepia. Lubię takie kawowe malowanki na tkaninach, bo daje sporo możliwości no i ten zapach. Kocią mordkę wymalowałam farbami akrylowymi, dodałam sznurkowe wąsy i różyczkę z serwetki na łapkę.
Jeszcze raz- wszystkiego najlepszego.
manita
Kotek jest boski :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
Oj, bez aparatu się nie da! Trzymam kciuki za szybką naprawę
OdpowiedzUsuńoj tak! mnie też u nas ten śnieg mega zaskoczył!
OdpowiedzUsuńWszystkiego Dobrego Kochana!
kotek boski, a kawa... no kawa mam nadzieję nam już wyjdzie w tymże roku ;)
też dzisiaj o tym myślałam :)
UsuńSuper kociaczek :)
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny kawowy kotek. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńAle słodziak z tego kiciusia! :)
OdpowiedzUsuńOj, to nie zazdroszczę awarii, wszystko tylko nie aparat... Mam nadzieję, że to tylko jakaś pierdółka i znów będzie działać jak trzeba :)
Słodziutki kotek :-). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKotek jest prześliczny! :) Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku :)
OdpowiedzUsuńcudna kicia :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam koty i kawę więc od razu przypinam Pina.
OdpowiedzUsuńAparat zepsuty, albo komputer to można od razu się ciąć.
Ja tylko spaliłam robot na keksie przed świętami (korki też wywaliły, włącznie z dymem z jego wnętrza). Mąż się śmiał, że o dziwo keks urósł, chyba na moich łzach, bo przecież nie na białku. Dobrze, że nie miał uszu i nie słyszał wszystkich epitetów z moich ust.
Śliczny maluszek :)) Pozdrawiam serdecznie ;-)
OdpowiedzUsuń