Witajcie!
Wszystko co dobre szybko się kończy. Nasz urlop minął w oka mgnieniu. Cały rok wyczekiwania a później raz, dwa, trzy i koniec. Było super! Rodos to piękna, choć upalna wyspa. Zaliczyliśmy tzw. czerwony alarm pogodowy, czyli temperatury ponad 40 stopniowe. Parasole w cieniu pięknie się spisały jako miejsce do czytania, choć standardowo 4 zabrane książki wystarczyły na tydzień i później została mi tylko gazeta męża, ale teraz wiem jakich kosmetyków używać powinni faceci, jak ćwiczyć i co ubierać ;). Wypoczęłam więc w "pięknych okolicznościach przyrody", wśród serdecznych ludzi i w totalnie wakacyjnej atmosferze. Żeby nie było tak cudownie, to jedna sprawa trochę zaburzyła obraz idealnego wypoczynku- moje gapiostwo. Zapomniałam aparatu!!! Sama nie wiem, jak mogłam to zrobić. Jest to pierwsza rzecz, którą pakuję a tu zonk. Zorientowałam się na lotnisku. Tak więc nie mam fotek, buuuu. Bardzo żałuję, bo to takie cudowne miejsce. No dobrze, mam jedno zdjęcie zrobione przez córę telefonem, mój antyk niestety nie dał rady.

Wakacyjnych fotek brak, więc pokażę kartkę ślubną jaką zrobiłam przed wyjazdem.
teraz zmykam, bo czekają dwie walizki prania
pozdrawiam
manita