Wszystkie zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie oraz wykorzystywanie bez uprzedniego uzyskania mojej zgody.

środa, 20 czerwca 2012

początki szyciowej przygody.

Dawno, dawno temu mój tato kupił mi w okazyjnej cenie maszynę do szycia. Maszyna potrzebna jest w każdym domu przecież. W ten oto sposób miałam w domu kolejny, nieodpakowany z kartonu mebel, który stał i porastał warstwą kurzu.
Przeszedł jednak pewien dzień, gdy wróciłam z pracy zła, zmęczona i zestresowana. Porządki to jeden ze sposobów na odreagowanie. W ferworze przestawiania, przekładania i przesuwania odnalazłam zapomniany karton. Dlaczego nie spróbować?
Rozpakowałam pudło, wyciągnęłam zawartość. Nie bez trudu przebrnęłam przez instrukcję, trochę przy tym klnąc pod nosem.
No i się zaczęło. Wkręciłam się. Na pierwszy ogień poszedł kot. Radość dzieciaków przerosła moje oczekiwania. Nikt nie widział, że kot ma łeb po kwadracie- wszystkim się podobał. Do dziś zajmuje zaszczytne miejsce na lampie w saloniku i cieszy oczy.



4 komentarze:

  1. fajnie że maszyna odkurzona:) powodzenia rzyczę.... pare miesięcy temu sama zaczynałam... to wciąga:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O mam pierwszego gościa. Dziękuję serdecznie za odwiedziny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też odkurzyłam swoją maszynę. Jestem samoukiem. Tata wiele lat temu kupił maszynę, żeby była, na wszelki wypadek :) Maszyny nigdy nie były przez rodziców używane i po kilku latach bezużytecznego stania psuły się, więc kupowali nową. Ostatnią kupili 3 lata temu i stoi u mnie. Kilka miesięcy temu mi ją podarowali i od tamtej pory cosik tam szyję :)
    Pozdrawiam
    Vika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to życzę powodzenia. Dzisiaj już nie wyobrażam sobie życia bez maszyny.

      Usuń

Będzie mi bardzo miło jeżeli zostawisz tu po sobie ślad.