Dawno, dawno temu mój tato kupił mi w okazyjnej cenie maszynę do szycia. Maszyna potrzebna jest w każdym domu przecież. W ten oto sposób miałam w domu kolejny, nieodpakowany z kartonu mebel, który stał i porastał warstwą kurzu.
Przeszedł jednak pewien dzień, gdy wróciłam z pracy zła, zmęczona i zestresowana. Porządki to jeden ze sposobów na odreagowanie. W ferworze przestawiania, przekładania i przesuwania odnalazłam zapomniany karton. Dlaczego nie spróbować?
Rozpakowałam pudło, wyciągnęłam zawartość. Nie bez trudu przebrnęłam przez instrukcję, trochę przy tym klnąc pod nosem.
No i się zaczęło. Wkręciłam się. Na pierwszy ogień poszedł kot. Radość dzieciaków przerosła moje oczekiwania. Nikt nie widział, że kot ma łeb po kwadracie- wszystkim się podobał. Do dziś zajmuje zaszczytne miejsce na lampie w saloniku i cieszy oczy.
fajnie że maszyna odkurzona:) powodzenia rzyczę.... pare miesięcy temu sama zaczynałam... to wciąga:)
OdpowiedzUsuńO mam pierwszego gościa. Dziękuję serdecznie za odwiedziny.
OdpowiedzUsuńTeż odkurzyłam swoją maszynę. Jestem samoukiem. Tata wiele lat temu kupił maszynę, żeby była, na wszelki wypadek :) Maszyny nigdy nie były przez rodziców używane i po kilku latach bezużytecznego stania psuły się, więc kupowali nową. Ostatnią kupili 3 lata temu i stoi u mnie. Kilka miesięcy temu mi ją podarowali i od tamtej pory cosik tam szyję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Vika
No to życzę powodzenia. Dzisiaj już nie wyobrażam sobie życia bez maszyny.
Usuń